domingo, 1 de noviembre de 2009

ghosts

duchy przyszly o polnocy
zazyczyly bialej kielbasy z cebula i wodki
siadly przy stole w kuchni
a kuchnia w mojej podlaskiej chacie wielka byla
to i dobrze bo bylo ich dwanascie
obdarte to i widac ze z dalekiej drogi
siedzialy i milczaly
cztery cos szkrobaly ne pergaminie chlapiac inkaustem
dalem wodki z chlodnej piwnicy i wzialem sie za pieczenie kielbasy
i te w koncu podalem
jedli lapczywie, pili z umiarem rozlewajac wodke do szklanek
powiedzialem, ze mam resztke sekacza i chetnie poczestuje
a oni na to, ze przyjdzie Roza to zrobi nalesnikow z serem
chwila nie minela, a do kuchni weszla dziewczyna
wygladala tak oto

i nuze do nalesnikow sie zabrala
chyba w calej wsi pachnialo, bo niezwykle to byle nalesniki
jakbys caly swiat waniliowo-orzechowy rozpuscil w powietrzu
duchy sie ozywily
pismaki odlozyly pisanie
przepijaly jeden do drugiego
spiewaly, a mnie po plecach klepaly
pytac chcialem o cos, bo ciekawosc jak w zaswiatach
a tu masz babo placek
kur zapial i poszly w czorta
tylko Roza zostala
to grzecznie zapytalem, czy jej poscielic w goscinnym
a ona na to, zebym sie zbieral, ze juz czas
az mi sie zimno zrobilo
a teraz w trzynastu chodzimy
i do ciebie tez przyjdziemy

viernes, 16 de octubre de 2009

TANIEC

Swit byl dzdzysty, choc lekko pomarañczowy odblaskami zagubionego sloñca.
Szedlem pusta plaza rozkoszujac siê zapachem morza, slona bryza i widokiem
pochylonych sosen spogladajacych z wysokiego klifu. Nie ma nic pyszniejszego nad
taki spacer, który wydaje siê nie miec ani poczatku, ani koñca; jest doskonala
forma przechadzki dookola swiata. Wiêc szedlem i szedlem nie podejrzewajac, ze
cokolwiek moze siê wydarzyc, ze moze nadejsc poludnie, ze plaza napelni siê
kolorowymi parasolami, wrzaskiem bachorów i plamami obficie nakladanych olejków
i emulsji. Nioslem najglêbsze przekonanie, ze to miejsce bezpieczne, teren
prywatny, obcym wstêp wzbroniony i w ogóle nie wychylac siê, nie dokarmiac, a
wszelkie bêdzie karane. I tak ani siê oddalajac, ani przyblizajac, szuralem
bosymi stopami po mokrym piasku w niedosciglym przekonaniu, ze znam miarê
wszechrzeczy. I wtem na horyzoncie pojawil siê maly czarny punkt, który
najpewniej byl czlowiekiem, ale czlowiekiem niedopuszczalnym. W miarê jak siê do
niego zblizalem, walila siê na glowê cala koncepcja kosmosu, rozsypywala siê
eleacka teoria ruchu i sumowaly siê wszystkie blêdy, jakie zawieral sylogizmtego poranka. Wszelako nie mialo obejsc siê bez zadoscuczynienia, co ratowaloswiat od calkowitej zaglady
ze szczególnym uwzglêdnieniem elementarnej
sprawiedliwosci opierajacej siê na fundamentalnym ?cos za cos?.

Kiedy dystans pomiêdzy nami nie byl juz wiêkszy niz ten, który dzieli Akropol od
Propyleji moglem dostrzec, ze jest to cwiczaca tancerka. W czarnej sukience i dlugimi rozpuszczonymi wlosami kreslila zdumiewajace figury.
Dobrzy bogowiemusieli maczac w tym palce albo upuscili ten obraz z wysokiego stolu, przyktórym do switu ucztowali w towarzystwie bachantek.
W miarê, jak siê zblizalemdostrzegalem coraz wiêcej szczególów, poczawszy od harmonii ruchów, przez ksztalt dloni, opalonych ramion, piêknie rzezbiona szyjê, choc zdradzajaca, ze
zbliza siê do wieku, w którym urok dziewczêcosci moga przechowac jedynie dusze
wybrane. Wreszcie zobaczylem jej szare oczy, nasycone najdoskonalszym grafitem
morza, które co raz dosiêgalo jej stóp lekko odbijajacych siê od piasku.
Mialemwrazenie, ze nie zwraca na mnie najmniejszej uwagi, ze slyszy rytm bêbnów i
tañczy taniec ofiarny. Ale jej bóg byl niewidzialny, podobnie jak przygotowane
do sciêcia dziewice, plonace niewidocznym ogniem stosy, muskularni bêbniarze,których nasmarowane oliwa ciala blyszczaly w niewidocznym sloñcu.

A kiedy zblizylem siê do niej na wyciagniêcie rêki przekonany, ze wkrótce jaminê i przegnam wspomnienie, ona podbiegla i wziêla mnie za rêce. Zatañczylismy.
Teraz i ja slyszalem muzykê. Goracy rytm bêbnów i melodiê fletni. Spod stóp
uciekal nam piasek, rozstêpowalo siê morze. Kiedy pot wystêpowal mi na czolo,ona wirujac ocierala go rabkiem swojej sukienki. To byla chwila, momentskradziony przypadkowi.

Wiêcej niz milosc. I od tamtej chwili nie spacerujê juz po plazach, nie ukladam i nie czytam sylogizmów, nawet nie patrzê na morze. Tylko tañczê. Nie mam czasu na pisanie.

AGNIESZKA

Agnieszka

Agnieszka trafila na Podlasie. Bog tak chcial. Przywiozl ja tam taki
smutny aniol w przyciasnym garniturze. Po drodze prawie sie nie odzywal,
tylko czytal Biblie. To taka ksiazka o wszystkim i o niczym, zle
napisana z cieniutka fabula, ale z jakiegos powodu nalezy do lektur
obowiazkowych, wiec rzadko kto ja czyta, ale widac aniol mial moze
egzamin poprawkowy czy cos takiego. Przeciez wiadomo, ze co niedziele
faceci w czerni – w ten dzieni akurat tak smiesznie przyodziani –
czytaja po kawalku, bo dluzej sie nie da, a i tak unikaja tych starszych
historii, bo tam juz straszna poruta. No to co sie dziwic aniolowi.

Kiedy juz dotarli na miejsce, bylo nakryte do stolu, a tam pachnace
flaki i pierogi z kasza, ziemniakami i wedzonym boczkiem, grzybki
marynowane, kompocik sliwkowy, az wreszcie pyszna nalewka pachnaca
sadem. I aniol od razu sie rozweselil, poluzowal kolnierzyk,
opowiedzial, ze zna osobiscie swietego Mikolaja (klamal jak z nut, bo
swiety Mikolaj nie istnieje), mowil tez ze byl u Pana Boga na jednej
takiej imprezie, gdzie dwunastu starych facetow z jakiegos niewiadomego
sentymentu (juz teraz wiadomo dlaczego mial poprawke) jadlo pieczywko
i popijali cienkim winem. Mial tez byc syn Pana Boga, ale zadzwonil,
ze mu cos wypadlo, chyba stal w korku i chlapnal, ze tylko cud moglby
spowodowac, zeby byl na czas. Ta opowiesc byla raczej dretwa, ale potem
przeszedl do bardziej wesolych, a juz numer jak z pewna panna zjechal po
linie do Medjugorje i przestraszyli nieco bogu ducha winne dzieci, ale
potem pili dingac i tanczyli do bialego rana, a potem calowali sie na
lace, z ktorej przegnal ich miejscowy proboszcz, bo przyjechaly
spychacze i mial tam jakis kosciol budowac. To poszli do stodoly
i jeszcze przy stole ta stodola plonela.

Agnieszka nic z tego nie rozumiala, bo niby dlaczego na stole pierozki
i flaczki, a ona mleczko. To bylo denerwujace i juz byla gotowa zrobic
awanture, ale podszedl no niej taki strasznie mily facet, co to sie
przedstawil, ze niby tatus jest, poglaskal ja po glowie i powiedzial:
nic sie nie martw, kochanie, jeszcze bedziesz tanczyla na dachu i pila
takie cudne kompoty, nie martw sie, troszke cierpliwosci. Uwierzyla mu,
nie wiedziec czemu.

Minelo wiele lat i przyjechal ten aniol, co ja tutaj przywlokl. Wzial za
reke tego milego faceta i powiedzial, ze czas najwyzszy sie zabawic, ze
ma taka chatke, duzy sad, drzewa owocowe i pelna spizarnie, ze zdal juz
egzaminy i – co prawda – boga nie ma, ale do kosciola po drodze
wpadniemy, a potem pojdziemy w tango.
No i tak sie stalo. Amen.

jueves, 15 de octubre de 2009

LIST DO MNIE

Kochana Coreczko,
Ty Mamusi powiedz, ze ja tu wszystko urzadzam. Prawda, ze z Michalem
troche pijemy i bywa, ze tanczymy na stole, ale jak przyjdzie, to porzadek bedzie.
Tylko jeszcze musze krzewy i roze owinac na zime,
co by nie pomarzly. A juz mysla o Leszku to ogorki kisimy i bimber pedzimy.
Chcialem mu nawet jakis samochod kupic, ale tutaj z tym nie jest latwo,
bo taki Lexus to wymieka przy moich skrzydlach, wiec zaden bajer.
No moze cos znajde, ale technologicznie nie jest latwo.

Teraz pisze na predce, bo ide do uli, zeby wziac wosk pszczeli
bo przeciez Andrzejki sie zblizaja. Michal polecial do miasta bo ma powazna
rozmowe z takim facetem, co sie Nicolas Cage nazywa. On tu
na chwile tylko przyjechal, ale ma jakis problem, a i Michal mowil, ze cos tam zle
udaje w jakims miescie aniolow, no i chce mu podpowiedziec, zeby moze
zrezygnowal z tego krowiego spojrzenia, bo skonczy jak Bogus Linda.
Michal ma dobre serce, ale teraz wszystko na mojej glowie, bo Ty nawet
nie wiesz, co to odlac wosk na knot. Ach, Ty zawsze bylas taka inna,
ale jak tu przyjedziesz, to mamy boska stodole i drewutnie, no mowie Ci coreczko,
bedziesz zachwycona, bo tam na Ciebie niespodzianka
bedzie czekala, ale to jest inny rozdzial. Kto wie, czy nie ostatni.

Tylko, Duszyczko, powiedz Mamusi, zeby sie nie martwila i nic a nic
i nie musicie sie spieszyc, bo ja tu wiele rzeczy musze jeszcze urzadzic,
jak trzeba. Ale jak juz sie wybierzecie, to przywiezcie cos z domowej
spizarni, cokolwiek.
Caluje
Tato

RAJKA

kiedy przyszedlem do raju sytuacja wydala mi sie dramatyczna
bylem zmarzniety, bo trzy dni lezalem w lodowce, ludzie sa bezduszni
a tu niedziela i wszystko pozamykane
na ulicach pusto, zywej duszy nie uswiadczysz
a chcialem kupic jakies dzinsy i normalne buy, bo wsadzili mnie w garnitur i czarne niewygodne obuwie
na szczescie jakis dobry czlowiek wepchnal do pudla flaszke, a w wewnetrznej kieszeni marynarki byla prawie pelna paczka fajek, ktora umknela uwadze lapiducha
usiadlem na krawezniku i uraczylem sie tym, co bylo
siedzialem tak z godzine, a tu patrze idzie zupelnie niebianska kobieta, obcisle dzinsy w nieskazitelnym indygo, bluzeczka z dekoltem, dlugie wlosy w kolorze srebrno-granatowym
wstaje, mowie pochwalony na wszelki wypadek i przedstawiam sie
ona patrzy na mnie jakos tak mgliscie i glosem anielskim
a kolega na jaka okolicznosc sie tak wystroil
no to tlumacze jak komus dobremu, ze tak mnie ubrali i wlasnie chcialem zapytac o jakis butik czy cos takiego, a ona na to, ze niedziela i wszystko zamkniete
to smutno konstatuje, ze poczekam do jutra, a tu slysze, ze jutra nie ma i nie bedzie
zeswirowana, mysle, ale sliczna, wiec pytam czy aby jakis hotel jest w poblizu
tak, jest jeden hotel za rogiem, ale mozesz pojsc ze mna, mam duze mieszkanie
nie jest zle, pomyslalem
szlismy bardzo bardzo dlugo i widac bylo, ze mieszka w eleganckiej dzielnicy i faktycznie willa jak sie patrzy, z basenem i ogrod wypieszczony, cacko
pokazala, gdzie lazienka zaznaczajac, ze do mojej wylacznej dyspozycji, bo ona ma swoja na pietrze
a to jest twoj pokoj, rozgosc sie, a ja znajde ci jakies normalne ciuchy i zrobie cos do zarcia
no jestem w raju, to pewne
rzeczywiscie piec minut nie minelo i dostalem czarne dzinsy kenzo, biala lniana koszule, moje ulubione wysokie buty altamy, bielizne, kosmetyczke, bajka
wzialem prysznic, przebralem sie, a na stole pumpernikiel, jajecznica na szynce, smazone rydze i bialy serek z rzodkiewka, no i zmrozony absolut i dwa kieliszki
jedlismy, pilismy i rozmawialismy i wcale nie taka zeswirowana, bo pogadalo sie o nowej fali w kinie, troche o antropologii i funcjonalizmie Malinowskiego, a wreszcie o pop kulturze
a na koniec pytam jak tu jest skoro mam zabawic jakis czas i czym ona sie zajmuje, bo widze, ze zajecie intratne
wiesz tu jest troche nudno, bo ludzi nie ma i wszystko pozamykane, mozna pojechac za miasto, ale tam tylko laki, laki i laki zielone, a ja coz, ja jestem bogiem wszechmogacym, wiec zajecie takie sobie
boze ty moj, pomyslalem, czy ja zawsze musze miec takiego pecha
kochalismy sie cala niedziele i tak juz bedzie zawsze i zawsze z nia, bo pierwsze przykazanie mowi: nie bedziesz mial innych bogow przede mna

domingo, 11 de octubre de 2009

CZTERY PORY ROKU

wstalem wczesnie slonce wpadalo przez rozbita szybe prosto do kuchnizmarzniety snieg iskrzyl sie wesolo za oknemnapalilem w piecuwzialem stara gazete, ukroilem pajde chleba i nalalem zimnej wodki do musztardowkiprzypomnialem sobie, ze w komorce sloik kiszonych ogorkow i mysliwska, to przynioslempo sniadaniu zapalilemmacedonski przedni, a jakzewtedy weszla Annawlosy rozpuszczone, w furmanskim kozuchu, oczy zalzawione od mrozuznowu pijesz, powiedziala jakby nie wiedziala, ze mowi sie dzien dobrydzien dobry, odpowiedzialem i nalalem wodki i sobie i jej, bo mialem dwie musztardowkizapytalem czy jadla sniadaniepokrecila glowa, wiec podalem jej na gazecie chleb, mysliwska i ogorki, bo wszystkiego jeszcze bylozjedz nie pij na czczopopatrzyla na mnie pogodnie i wypila pol szklankinie powinienes pic, powiedziala zagryzajac ogorkiem i napelniajac mi oprozniona juz musztardowkewypilemchodz pojdziemy do ogrodu i ulepimy balwanaa masz wegiel i marchewke, zapytalanie, ale sa jeszcze kasztany i szyszki z jesieniulepilismy balwanaslusznego wzrostu, siegalem mu do ramionposzedlem po flaszke, musztardowki i stara practikepstryknalem Anne z balwanem i polalemza duzo pijesz, powiedzial balwan, ale mnie mozesz tez nalacAnna oburzyla sie, bo ze niby balwany nie mowiabo nie ma o czym, odparowal balwan i wypilmusialem mu przyznac racje, bo o czym tu gadac, lepiej sie napictak jeszcze troche pocelebrowalismy az przyszla, niespodziewanie, wiosna, radosna oczywiscieAnna topniala w oczach az calkiem stopnialagdybys tyle nie pil, to ona by przezyla, a tak co, dopiekl balwana tak nic, idz po flaszkepowlokl sie do piwnicy i przynioslusiedlismy na lawie przy olchowym stoledosiadla sie wiosna, a piekna byla i wlosy miala zielone i oczy zielone i paznokcie pomalowane na zielono, tylko usta czerwonepilismy po marynarsku bo nie mialem trzeciej musztardowkilaki sie zazielenily i kaczence przyszly nad strumyk, ktory plynal z wolna oczywisciea potem jeszcze bzy i konwalie zniewolily nas zapachemprzynioslem z komorki paprykarz szczecinski i swiezego chleba, ktory sam sie upiekl w piecu chlebowyma chleb z czarnuszka byl i mial chrupiaca skorke, palce lizacjeszcze troche wypilismy i przyszlo latodosiadlo sie i mowi: goraco, kurwa, dajcie zimnej wodkiwiosna poprosila , zeby nie przeklinac, bo bzy wiednana co lato odparlo, ze ma w du... w nosie bzykultura, pomyslalemlato zapytalo, gdzie Anna, na co balwan, ze ja nie powinienenm pic, a wiosna przychodzic, to piekna Anna by tu z nami pila, a tak nic i nie ma o czym gadacto w milczeniu ogladalismy zdjecia, ktore lato zrobilo na wakacjachfajne, deszcz zziebnieci ludzie w ortalionach, puste plaze, naprawde fajneaz tu nagle zawialo i wszystki zdjecia porwaloacha, jesien idzie, powiedzialo latono i przyszla, oszalamiajaca uroda, rude wlosy, zloty makijaz, cala pachnaca sobamiala tez nalewke z glogu i pare musztardowek po sarepskieji od razu do mnie, ze musze sie z nia napic, a najlepiej jakbym sie jej oswiadczylto ja sie napilem i oswiadczylemzylismy dlugo i szczesliwie do zimy

TAK MIALO SIE ZACZYNAC

"No własnie, tego Ci zazdroszczę, że w srodku złotej jesieni przejdziesz przezmur kwiatów na Plaza Francia i pijac wino z Mendozy będziesz chłonęła dzwięki i kolory, chlipanie tanga.
A ja wtedy będę siedział w ciemnym warsztacie Piazza del Teatro miarkujac wagę talentu i rozpalajac błędne ogniki."
- taki oto tekstwysłałem do swojej przyjaciółki, Polki mieszkajacej na Ibizie, aprzebywajacej wtedy w słodkim Buenos. U nas była pełnia lata, w Argentynie chyba jesień, która - tak zawsze sobie wyobrażałem - przechodzi niezauważalnie w słodka wiosnę.
Pisałem do Agnieszki wyobrażajac sobie, że w samo południe na słynnym placu, gdzie cienie Recolety gubia się w kielichach wina i kwiatów,zastyga w figurze Valentino, a strużka wilgoci spływajaca jej po plecach sprawia, że od tego czasu będzie się bała stracić cokolwiek.
Bowiem kto raz zapamiętał się w tangu, uczepił się życia i smierci. I pomiędzy nimi słychać jego kroki.

Nigdy nie widziałem Agnieszki. Łaczy nas sieć, czyli nic nas nie łaczy. Chyba,że uznać iż potoki słów, które sobie wzajemnie wylewamy sa "czyms". Być może gdybysmy byli samotni, gdybysmy byli outsiderami, to byłyby lekarstwem,ratunkiem, ale oboje żyjemy w otoczeniu mnóstwa osób, jestesmy pochłonięci swoimi pasjami, ledwo wystarcza nam czasu na sen.
Nie mamy czasu spotkać się z rodzina,napisać do przyjaciół, a do siebie piszemy długie listy, które nie maja nic wspólnego z rytmem romansu "Masz wiadomosć" lub serwisem randka.com jestes mężczyzna? Tak, te słowa mogłyby być czyms, gdybysmy wymieniali między soba rzetelne,rzemieslnicze zawodowe uwagi. Byłyby wtedy praktyczne i składały się na warsztat pracy. Wszak oboje jestesmy artystami.
Ale nie, nie to jest przedmiotem naszej korespondencji. Nie przesyłamy sobie również przepisów na specjały lokalnychkuchni, piszac o winie częsciej opisujemy jego smak niż wymieniamy etykiety, z rzadka dowiadujemy się, co czytamy (Agnieszka namiętnie zagłębia się w komiksie"Calvin & Hobbes", a ja koniecznie chcę jej przesłać "Zimę w Lizbonie" Alberto Munoza Moliny, ale miejscowe antykwariaty nie pozwalaja mi na ten gest).
ZdradzęWam, że zdrobnienie od imienia Agnieszka w moim wydaniu brzmi: Ishka, Whisky. I tak, naprzykład w ubiegły wtorek: "Droga Whisky, los rzucił mnie do Wiednia, gdzie zapach ulic pozwala wybaczyć szerzace się tutaj drobnomieszczaństwo..."
Agnieszka rzadko zwraca się do mnie po imieniu. Może trochę się wstydzi? Ta hipoteza jest niedorzeczna. Ewentualnie w rachubę wchodzi mój wiek, którego nie zna i nie wiem, czy potrafiłaby go ocenić według dostarczanych przeze mnie wiadomosci.
Wydaje mi się, że tak, ale nie mam pewnosci.
Pewnie chcielibyscie się dowiedzieć, ile lat ma Whisky?
No więc jest w wieku, w którym whisky, naprzykład Glenfiddich, kosztuje krocie, więcej niż macie teraz w kieszeni i najpewniej na koncie, skoro to czytacie.

Ale bedzie zaczynalo sie inaczej.